Ot, choćby wyprawa Czupurka i Burka do sąsiedniej wsi, która zakończyła się prawie, że burdą.
Było ciepłe majowe popołudnie, Czupurek z Burkiem radośnie szli maszerując polną drogą. Nieraz się zatrzymali, po to tylko, by okazać sobie wzajemną przyjaźń i wierność. Krzysio uczył psa aportować, zazwyczaj nosił ze sobą kilka rzutek przy sobie i w dogodnym dla nich miejscu rzucał, a Burek je łapał i przynosił Krzysiowi. Ta zabawa przynosiła im wiele radości, zapewniała im aktywność ruchową na świeżym powietrzu. Szli tak, biegli czasem i nawet nie wiedząc jak znaleźli się nad wiejskim małym strumykiem, który cicho szemrał płynąc nieopodal wiejskiej drogi. Ciepłe promienie majowego słońca zaglądały im w twarze. Nagle, jak spod ziemi wyrośli przed nimi nieznani chłopcy. Było ich trzech, Krzysiek znał ich tylko z widzenia, mieli na głowach przekrzywione czapki z daszkiem, rozpięte-takie wręcz rozchełstane koszule i co rzucało się na pierwszy rzut w oczy to zawadiackie miny z szyderczym uśmiechem skierowali do Krzysia kąśliwe takoż szydercze zaczepki. - Ty mały, gdzie się szlajasz z tym swoim kundlem? to nasze rewiry, my tu się bawimy. Jesteś tu intruzem, nieproszonym gościem, wynocha stąd! - krzyczeli niegrzecznie nacierając wprost na towarzyszy spaceru. Jeden z nich klepnął niegrzecznie Krzysia w plecy. Wtem obserwujący to zajście Burek - skoczył do napastnika. Pozostałych dwóch widząc rozgniewanego i zdeterminowanego do obrony swojego pana za wszelką cenę - psa - odskoczyło od Krzysia. - Burek, Burek zostaw - zawołał chłopiec. Dodał jeszcze: mógłbym z psem walczyć z wami, ale po co? Takie kłótnie, takie bójki są niepotrzebne. To tylko problemy, chcecie tego? spojrzał na nich swym przenikliwym wzrokiem. Pies Burek też nie odpuszczał, wydawało się, że jakby tak mówił ludzkim głosem, to powiedziałby: panowie trzech na jednego? to siła złego, tak się nie godzi! poza tym, o co te swary? po co te kłótnie? łąka i droga są dla wszystkich. Jest piękny majowy dzień, słońce uśmiecha się do nas, zamiast się kłócić, szukać zwady, możemy porozmawiać, miło spędzić czas, a przynajmniej jak to mówią: nie wchodzić sobie w drogę. - Więc pozwólcie, że zabiorę swojego psa, którego obraźliwie nazwaliście kundlem i pójdę swoją drogą, a wy swoją. Nauczcie się normalnie zachowywać jak normalni kompani przypadkowego spotkania. Jeszcze jedno; mój pies, choć jest kundlem, zachowuje się bardziej rasowo - klasowo, aniżeli wy- rozbisurmanieni tacy- skwitował Krzysio i zabierając Burka odszedł w stronę swojej wsi i swojego domu.